#wytrawna
propaganda

HTML magazine

Propaganda wytrawna biała

Jest wysoce możliwe, że trafiłeś tutaj po napotkaniu się na mieście na plakat lub baner z moją poezją i dizajnem. Możliwe, że zastanawiałeś się „kto to rozwiesza, to jakaś firma, dziwna reklama czy co?”.

To propaganda biała wytrawna. Biała czyli nie ukrywająca swoich zamiarów i nie dezinformująca. Wytrawna czyli niesłodka i nieprosta. Większa część reklamy i propagandy umieszczanej legalnie, tj. po opłaceniu stosownej należności właścicielowi przestrzeni reklamowej, operuje na prostych bodźcach, skojarzeniach i pragnieniach. Tak jak większość słodyczy w sklepie wali cukrem po zębach, by zaspokoić potrzeby uzależnionej populacji. Tak jak większość muzyki w radio opartej o prostą rytmikę i melodykę. Tak jak większość przekazów, które mówią to, co ludzie chcą usłyszeć. I nie ma w tym niczego złego. Większość z nas ciężko pracuje na utrzymanie i czasem ma ochotę potupać nogą do prostej, wesołej muzyki. Czasem ma ochotę osłodzić swój los cukrem z dodatkami smakowymi.

Ale tym bardziej nie ma niczego złego w tym, że ktoś poszukuje alternatywy. Wytrawnej jak ukraińska chałwa ze słonecznika, która nie wali cukrem po zębach, lecz ma jedynie słodkawy posmak, do tego stopnia, że czuć w nim aromat prażonych nasion słonecznika. „Nareszcie – słodki produkt dla ludzi z dobrym smakiem” - pomyślałem na kilka chwil przed ukuciem terminu „wytrawna propaganda”. Ma ona skłaniać do refleksji, zadumy, czasem uśmiechu. Czasem też do oburzenia – gdyż nie zawsze mówię to, co ludzie chcą usłyszeć. Jak czytamy na Wikipedii:

Przesłanki/warunki maksymalnej skuteczności propagandy (według Noama Chomskiego):

- wspieranie przez władze publiczne;
- wspieranie przez wykształcone klasy;
- brak możliwości donośnego sprzeciwu wobec jej treści (cenzura, kooperacja wydawców, zmowa milczenia mediów).

Ulica jest doskonałym miejscem na wyrażenie sztuki i poezji, które nie mają szans na wernisaże i wieczorki autorskie, gdyż nie są wspierane przez „wykształcone klasy”, a także poruszają tematykę, za którą można zderzyć się z ponowoczesnymi formami cenzury.

Uprzedzając dalsze pytania i wątpliwości: jestem nikim i nie znam nikogo ważnego. Jestem facetem z blokowiska, wywodzącym się z niezamożnej, dysfunkcyjnej rodziny. Nikt mi nie płaci i ja nie płacę nikomu za moje banery i plakaty, choć staram się od jakiegoś czasu umieszczać je na pustych (niezajętych) przestrzeniach reklamowych, tak aby nie powodować realnych strat finansowych. Nie reprezentuje żadnego ruchu ani ideologii i nie da się zamknąć mnie w żadnej prefabrykowanej szufladce.

Czy moja motywacja ma drugie dno? Owszem. Mam za sobą dość trudny start i połamany życiorys.  Po przełamaniu dysfunkcyjnych algorytmów tożsamościowych zrozumiałem, że istnieje coś co nazywam „osobowościami ekstremalnymi”. Ludzie, których konstrukcja charakterologiczna predestynuje ich do spektakularnego upadku, lub spektakularnego sukcesu – bez opcji pomiędzy. Zrozumiałem że aby uratować siebie, muszę postawić sobie poprzeczkę niedorzecznie wysoko. Uliczna sztuka jest dla mnie trampoliną do statusu uznanego poety i projektanta, który odcisnął swój ślad na polskiej kulturze.

Zapraszam do kontaktu w sprawie zakupu któregoś z płócien lub plakatów. Organy ścigania zapraszam do kontaktu za parę lat, jak już będzie można wyrządzić mi krzywdę. Póki co jestem typem który nie ma niczego do stracenia, a zatem nie można mnie skrzywdzić.

Idę przez miasto zastanawiając się, czy powinienem dalej uprawiać street-art, czy też skupić się jedynie na karierze web-design'era i na tzw. normalnym-dorosłym-życiu. Przechodząc pomiędzy blokami na wysokości zaplecza jednego ze sklepów spożywczych, nagle czuję silny impuls. „Zajrzyj do tego śmietnika.” Że co? - zapytuję zdumiony samego siebie. „Zajrzyj do tego śmietnika.” - impuls narasta. Zaglądam do kontenera z makulaturą, znajdując w nim sześć zwiniętych w rulon plakatów formatu „citylight”. Całych białych na rewersie, niezadrukowanych, idealnych pod street-art na przystankowych citylight'ach (większość jest zadrukowana na rewersie, aby wyglądały dobrze podświetlone od tyłu - jak sama nazwa wskazuje). Nie zdążyłem wyciągnąć nawet trzeciego rulonu, gdy słyszę to charakterystyczne „piii, piii, piii” które robi cofająca śmieciarka. Nie wierzę, że oni przyjechali po makulaturę... – pomyślałem patrząc, jak śmieciarz zeskakuje i podchodzi do mojego kontenera. Proszę chwilę poczekać! Jeszcze tylko to wyjmę! - krzyknąłem, rzucając się po ostatnie trzy rulony. Nim zdążyłem otrząsnąć się ze zdumienia, śmieciarki już nie było. Stałem z sześcioma rulonami idealnych pod street-art plakatów.

Oprócz street-artu zapragnąłem nauczyć się pisać naprawdę dobrą poezję. Kilo-roboczo-godziny czytania teorii poetyki, wierszy i pisania wierszy. Aby tego dokonać przez rok czasu pracowałem na pół etatu, żyjąc na krawędzi egzystencji. Co jakiś czas znajdowałem na ulicy pieniądze. Nie pięć złotych. Nie dwadzieścia złotych. Przez rok czasu poznajdowałem na ulicy banknoty stu i dwustu złotowe o łącznej wartości 500 zł. Do tego raz jakiś facet na ulicy wręczył mi banknot 100 zł mówiąc „wesołych świąt”.

Tydzień temu stojąc pod bramą na Gwarnej (bez skojarzeń!) zobaczyłem w rogu leżącą butelkę Red Bulla i pomyślałem sobie: Gdyby tylko leżał tu martwy ptak. To byłaby super fotografia na plakat. „Red Bull doda ci skrzyyyydeł!”. Przechodzę tamtędy dzisiaj i patrzę: martwy ptak! Leżał koło opony zaparkowanego auta, a dwa metry od niego - w rogu leżąca butelka Red Bulla. Ta sama co leżała tam tydzień temu.

Czy przestrzeń daje mi jakikolwiek wybór? Nie. Daje mi znaki, bym zajmował się znakami. To nie ja wybrałem poezję, street-art i dizajn, to one wybrały mnie. Typopoligamia. Całe moje jebane życie kręci się wokół liter i znaków.

Jest wysoce prawdopodobne, że wylądowałeś tutaj wchodząc z adresu jaki podałem umieszczając moją poezję i dizajn w przestrzeni reklamowej miast. Być może czujesz oburzenie faktem, że nie płacę nikomu za reklamę, lecz umieszczam owe treści bez pozwolenia, nielegalnie. Być może nawet jesteś właścicielem owych przestrzeni – jeżeli tak, proszę dobierz mi się do dupy i podlicz mnie za dwa, trzy lata. Póki co nie jesteś w stanie niczego ze mnie zwindykować, bo niczego nie mam, ale to się niebawem zmieni. Cierpliwości. Muszę używać Twoich przestrzeni, żebyś miał co ze mnie ściągnąć – ot, taki paradoks. Bo widzisz, street-art to jest jedna z kilku rzeczy jakie potrafię robić naprawdę dobrze. Jestem nikim i nie znam nikogo ważnego. Nie mam pieniędzy na tym etapie rozwoju, a street-art jest dobrym patentem na to, aby zareklamować nową wersję siebie.

Nową wersję siebie – a zatem jaka była stara wersja mnie? Stara wersja była graficiarzem. Hardkorowym graficiarzem, malującym mury kamienic, bloków, pociągów i tramwajów. Wszystkich powierzchni płaskich na widoku publicznym. Poranionym chłopakiem z bloków, z niezamożnej, dysfunkcyjnej rodziny. Następnie młodym facetem który, z braku silnych wzorców i zdewastowanego poczucia własnej wartości, uczynił siebie przestępcą i narkomanem; finalnie więźniem.

„Zajebiście mają ci, których złe sny przestały być koszmarami” - głosił pierwszy napis, gdy zdecydowałem się zamienić pisanie mojego pseudonimu na wszystkim co płaskie, na pisanie rzeczy które są próbą wejścia w dialog z odbiorcą. Próbą zbudowania jakiegoś pomostu w dychotomii: Ja versus Świat.

Wybudziłem się z koszmaru tuż po trzydziestce. Od zawsze rozsadzała mnie od środka potrzeba tworzenia – nawet w furii niszczenia. Wiedziałem że tworząc nowy, lepszy sen, będę chciał zarabiać na życie tworząc. Przeszedłem kawał terapeutycznej i rozwojowej drogi, by całkiem niedawno zrozumieć coś bardzo doniosłego. „Wykolejeńcy” to w dużej mierze ekstremalne osobowości. Trochę tak, jakby scenariusz ich doświadczenia przywidywał jedynie spektakularny upadek, lub spektakularny sukces. Muszę sięgnąć po nieco szerszy zasięg i możliwości jakie on daje, muszę sięgnąć po mniej utarte schematy tworzenia, gdyż znając siebie, alternatywa jest dla mnie jedna: mrok i autodestrukcja. Poprzeczka postawiona niedorzecznie wysoko, to realny ratunek dla takich ludzi jak my. Umieszczanie nielegalnej sztuki to realny krok do przodu w porównaniu do tego, co robiłem w przeszłości – z etycznego punktu widzenia.

Zapraszam do kontaktu w sprawie zaprojektowania elementu lub całościowego wizerunku Twojej firmy, lub zakupu któregoś z płócien lub plakatów. Organy ścigania zapraszam do kontaktu za parę lat, jak już będzie można wyrządzić mi krzywdę. Póki co jestem typem który nie ma niczego do stracenia, a zatem nie można mnie skrzywdzić.  

mama-nekin 444 zł
słowotokarka

Kalkotext czyli polski Letraset - fetysz projektantów i mocno kolekcjonerski przedmiot, nie produkowany już od dekad. Ilość mocno limitowana!

444 zł + przesyłka

sława, poezja i ostre laski

"...z kroplą obłędu projektowego snoba..."

Prace na sprzedaż

444 zł + przesyłka. Kliknij by napisać maila:
zamówienia lub zapytania

Sprzedane prace

uliczna propaganda:

wiersze:

mój pierwszy zbiór wierszy Incel
zbiór wierszy z-telepromptera.pl
poezja niepokojąco współczesna

Dostałem zlecenie na postawienie strony internetowej dla warszawskiej agencji, która projektuje dla takich marek jak T-Mobile i McDonalds. Jebać matrix i mentalne programy. Dysfunkcyjne tożsamości da się złamać i nadpisać! „panowie i panie / moi fanowie / antifanowie / i antyfani / wiedzcie że ja również / jestem waszym fanem / jesteście elitą i wpływamy na siebie nawzajem / na tej ulicy dwukierunkowej / bierzemy udział razem / w tym eksperymencie / spod bloku do podręczników / z pierdla na wernisaże / jak kwiaty wyrosłe na śmietniku / z bagażem doświadczeń”

Dostałem zlecenie na postawienie strony internetowej dla warszawskiej agencji, która projektuje dla takich marek jak T-Mobile i McDonalds. Jebać matrix i mentalne programy. Dysfunkcyjne tożsamości da się złamać i nadpisać! „panowie i panie / moi fanowie / antifanowie / i antyfani / wiedzcie że ja również / jestem waszym fanem / jesteście elitą i wpływamy na siebie nawzajem / na tej ulicy dwukierunkowej / bierzemy udział razem / w tym eksperymencie / spod bloku do podręczników / z pierdla na wernisaże / jak kwiaty wyrosłe na śmietniku / z bagażem doświadczeń”

To się nazywa tytuł pod SEO!

Wystawa malarstwa Adolfa Hitlera

Wszyscy używają eufemizmu "Austriacki akwarelista" ale prawie nikt nie widział jego prac. Postanowiłem to zmienić opatrując refleksją o sztuce i zjawiskom współczesności.

Wbijam
Mówisz: "Na mordzie se namaluj!"...

Moralnie odurzeni

Mój performance z green screenem namalowanym na ścianie i zieloną farbą kredową w spreju

Wbijam
Muzyka, filozofia, sztuka

Moje inspiracje

Zestaw małego wolnomyśliciela ;)

Wbijam