nocny spacer przez miasto o tej porze roku
śluz cieknie, nos szczypie, parują okulary
echo podwórzy odbija ślad twoich kroków
koło zatęchłych bram poszła guma w kole samsary
dachy kamienic jak drapacze mgły
puściły w nią farbę żółte lampy sodowe
z lufcików parują ciche dziecięce sny
pisk ciszy – parowóz bieżący w oddali
klucząc labiryntem ulic z pewnością bywalca
zgubiłeś gonitwę myśli i pościg sumienia
nocnych stróżów, gończe psy obszedłeś na palcach
ostatnią jurysdykcją już tylko prawo ciążenia
trzecia rano od zawsze godziną samotnych mężczyzn
ten idzie z wędką do dziczy, od żony odpocznie
tamten maluje na murze, tam psiarnia coś węszy
reset łba nieprędko - szczurzy pęd pojutrze się rozpocznie
stoisz na fundamencie dzielnie
maszcie radiowy
lub telefonii komórkowej
odciążony poziomo linami
twój trzon jest belką ciągłą
na sprężystej podporze
w której występuje siła podłużna ściskająca
oraz siły poprzeczne i momenty
zginające oraz skręcające
smagany wiatrem
stawiający opór grawitacji
stoisz wzwiedziony wiecznie na baczność
przesyłasz nam durne memy, obrazki
prognozy pogody
lub wiadomości informujące o rozstaniu
a także wiadomości na zgodę
falliczny symbolu naszego postępu
immanentny elemencie naszych krajobrazów
do sosny i świerku zwracasz się
per „ty śmiertelniku”
dumny masz ci los
cisza potrafi uderzyć jak obuchem przez łeb
pamiętam pierwszy raz na jednym z tatrzańskich szczytów
deprywacja jednego ze zmysłów – zero odgłosów tła
w tych momentach gdy ździebełko nie drgnęło bo przestał wiać wiatr
ten sam moment miał John Cage w komorze deprywacji sensorycznej
gdzie ku swojemu największemu zdziwieniu zamiast ciszy
usłyszał płynącą krew i dźwięki własnego ciała
pod wpływem tego napisał przewrotny utwór muzyczny
cztery minuty niegrania na fortepianie – ktoś kaszlnął
ktoś chrząknął lecz poza tym publika oniemiała
krajobraz
krajodźwięk
krajozapach
krajobora
krajoboże!
Krajoniemiały
kraina światłem i falą dźwięku płynąca
naga kobieta gleba rośliny i zachód słońca
Jaźń.
poczytuje to sobie za wyróżnienie
poczytny autor skazany na zapomnienie
poczynione zostały wszelakie kroki
po czym zwrot w tył i odwrót
bynajmniej nie rakiem
podtrzymuję wynurzenia wszelakie
ktoś musiał zostać szambonurkiem jaźni
w poczet karmicznej kary to przypisano mnie chuju
zachciało się odgrywania tragicznej postaci
och ach cmok no i masz babo placek
magiczne myślenie doszukiwanie się znaczeń
staram się trzymać w szachu
jak ogień statua wolności
by nie narobić sobie obciachu
przed prezydium racjonalności
czekam na wielką apokaliptyczną asteroidę
jak w tym filmie Larsa von Triera
która zawita niczym drugie wschodzące słońce
i ten moment kiedy w naszych brzuchach zakwitnie miłość
bo cóż innego robić gdy rzeczywistość nas zakleszczyła
chyba tylko chwalić łąki umajone –kojące końce
archetyp opiekuńczej kochającej matki
i archetyp surowego silnego ojca
nie pociągają mnie na tyle
by w tęsknocie za którymś z nich
złożyć swe serce u stóp
jednego z ołtarzy
(lub kilku jednocześnie)
postmodernistycznego
czy tradycyjnego
kościelnego
czy politycznego
a ostatnio nawet związanego z tym
co kto ma w spodniach lub na talerzu
i namawiam ciebie do tego samego
życie bierze nas za dziób ostatnio
i z miłości usiłuje wyrzucić z gniazda
abyśmy się nauczyli przestworzy
które mają w sobie posmak grozy przecież
o nic nikogo nie prosić
lecz wyrażać wolę
jak jednostka która rozumie
że nie ma wolności bez odpowiedzialności
i nie dostaje się jej za darmo
a co więcej
zazwyczaj kończy się ona wtedy
gdy kończy ci się amunicja.
dedykowane skontowi
tężejąc pnie się ku górze
wolą człowieka grawitację zwycięża
zebrany żywiołem wody i ognia
plon tej ziemi
tym u góry horyzont poszerza
ci w dole zrobieni na szaro - osaczeni
grawitacja ściąga krople farby do siebie
zastygłe wysokie i niskie samogłoski
przeplatają się dźwięcznym ściegiem
by w piękno obrazu przyodziać
uliczne gwarne tło codzienności
nie maluje po murach
lecz na murach
ktoś mógłby rzec poirytowany
zwykłe semantyczne bzdury
ale nie zdziwcie się
jak pamięć idei i ludzi
na tych murach sportretowanych
przetrwa dłużej niż same mury
że jej wartość przeważy
masę z betonu żelaza i szkła
twarze ludzi tak zwyczajnych jak ja i ty
tak niezwykłych jak ty i ja
klimat leniwych przedmieść udziela się również czasowi
poza miejskim rwetesem przystanął i postanowił odsapnąć
nie spieszy się też Pani Ekspedientka w sklepie Spałem
tzn Społem
podejdzie to podejdzie
landrynki oranżadę i lizaki deseniowe
żywcem wyjęte z komuny skasuje tobie
dziękuję do widzenia
groźny pies przed którym ostrzega tabliczka
najwidoczniej ma wyjebane w arkana swojego fachu
tu ziewnie tam poliże się po jajach i wystawi jęzor z pyska
z ujadania na całego najmniejszy z psów najwięcej ma fanu
chaszcze błoto chaty kocie łby i jeszcze więcej błota
tubylcza ludność pod budką z piwem
nie tyle pozostaje bez pracy
co jest nierobotna
jesteśmy skarbie na zewnątrz torusa
struktury miejskiej
po co się spieszyć
autobus za pół godziny rusza
doceń piękno chwili
to dobre miejsce
postaw bosą stopę na leśnym runie
które kłuje i uwiera nie wprawioną skórę
postaw drugą stopę i weź wdech głęboki
wszystkimi zmysłami doświadczasz natury
zzuwszy te przeklęte gumowe podeszwy
ukój aparat wzrokowy zielonym kolorem
jeśliś w mieście zmarniał od zmysłów odszedłszy
od szumu aut i komórki którą musisz wyłączać
by poznać co to chwila wytchnienia
idź głęboko w las
idź w dzikie
gdzie nikt nie patrzy i nie ocenia
wycharknij krzykiem bólu skrzepy
mając pod stopami sam środek planety
smakuj cudowną moc uziemienia
W domach z betonu jest em jak miłość na otarcie łez
w których czasy są czy jak każdy mówi lepiej już było
w nieokiełznanych snach jest eś jak ślebody ślad pośledni
RA jest sylabą o wysokiej wibracji jak silna męska RAMA
rama rama hare hare
Film konfabularny na filtrze ślady-dy-dymu wrzuć na instagrama
Moja matka ma beef z bełkotliwą poezją i ma na imię Grażyna
to jest kurwa żart żyjemy w symulacji | ciśśś bo skończysz w kaftanie
serioserio | ja kocham bełkotliwą poezję mam na imię Kuba
i ślady po samookaleczeniowej ranie
W domach z betonu podglądają nas odbiorniki
śnieżą | przepuszczają przez komin złodzieja
ktoś miał dobry ubaf pisząc ten software
ZAGINĘŁA NADZIEJA | nagrodzie przewidywany znalazca
Nikt w Matriksie nie pisał wierszy pisał je za to świr z Dnia Świra
i to nie jest przypadek
Dwa tysiące dwudziesty drugi rok –usłysz mój głos!
To przeczucie we flakach że zdarzenia na matrycy da się kontrolować intencją
że nauka kocha pieniądze nienawidzi za to nierozwikłanych dotąd zagadek
W pewnym wieku uganiasz się za chłopakami
mając najsłodszy ze wszystkich głosików
którym głośno wyrzucasz z płuc słowa: pieprz mnie skurwysynu!
z źrenicami uciekającymi w tył głowy gdy akurat w domu nie ma rodziców
Nasycisz się doświadczeniami odchowasz dzieci i odkryjesz że
błyskotki tego świata to jednie płytsza warstwa doświadczenia jaźni
im więcej rozumiesz tym rozumiesz mniej i mniej jesteś silny i zdrowy
tylko dwie nici DNA – tak to zaplanowali
kiedyś złamiemy ich kod źródłowy
ludzie którzy mówią
„tytoń jest zdrowszy niż vejpowanie
nie wiadomo jaką tam chemię ładują”
wiadomo i mogę ją wymienić z pamięci:
nikotyna, gliceryna, glikol i aromaty
ostatnie trzy neutralne dla organizmu człowieka
proszę bardzo
teraz ty wymień z pamięci każdą
z pięćdziesięciu substancji smolistych
którymi się raczysz
rak nie ma litości rak nie zwleka
speluna spluwaczka czerwona łuna
golibroda gorzelnia paliwoda mordownia
sznyty szykany szynk ciemne bramy
truchleje truchło krew chude chuchro
fifa rafa figo fago ura bura awantura
gitowców wygibasy grypsy języka -
o to niskowibracyjna semantyka
Pisanie jest najtrudniejszą z olimpijskich dyscyplin
rzucanie oszczepem, dyskiem lub pchnięcie kulą
domyślam się że łatwe nie jest i wymaga lat treningu
ale tam rzucasz jakiś obiekt używając siły swego ciała
w pisaniu musisz wpierw wziąć w garść samego siebie
a potem puścić
jak gdyby we śnie a jednak na głębokiej jawie
dość specyficzna to konkurencja
jak wielu uwiedziesz by latali razem z tobą –
tak typuje się zwycięzców
nie bać się przestworzy
nie bać się tego że możesz roztopić skrzydła
i pogruchotać się śmiertelnie
pisanie jest jak przeprogramowanie
odruchu twojego układu nerwowego
jak gdy kierowcy rajdowi patrzą w tę stronę
w którą skręcają kierownicę
a nie na kierunek czołowego zderzenia
od którego dzieli ich zaledwie kilka sekund
bo to właśnie tych kilka sekund transgresji
własnego lęku i bezwarunkowych odruchów
pozwala im zderzenia uniknąć
połamania (nie stopienia) piór –powodzenia!
cienka jest linia pomiędzy geniuszem a obłędem
tak jak pomiędzy krindżowym wersem w poezji
a takim który swoją metaforą wali celnie w zęby
w niszowych lotach
niżej niż współczesna muzyka klasyczna
zejść się już nie da
tusz pod skórę na to koszulę
orkiestra i joint do gęby
w tym mieście więcej osób potrafi zagrać seta
niż udzielić pierwszej pomocy gdy zajdzie potrzeba
ja wybieram żywych instrumentów wirtuozerię
dziewczęta ze szkół muzycznych
włożę kutasa pod spódniczkę każdej z was
opartej o karoserię
po koncercie
to my awangarda
nam wolno więcej
znajdź mnie tam gdzie budka suflera
i psikus podszeptów szczerości całkowitej
społeczeństwo spektaklu uszy przeciera
co też wygaduje aktorstwo znamienite
i szacowne
znajdź mnie tam gdzie pokój hakerów
i figiel poezji czytanej przez wieczornego spikera
na wizji i na falach radiowego eteru
zaszklone za szkłem wzruszone oczy
śledzą litery wersów z telepromptera
znajdź mnie tam gdzie najmniej byś się spodziewał
bunkier podziemny
tua teu projektowania
szkice na kalce technicznej
spisek tajnej loży trendsetterów
zimny chów dzieci jedną ma tylko zaletę
choć w moim przypadku to też kwestia farta
gdy bardzo entuzjastycznie ocenia twoją poezję
była nauczycielka polskiego i twoja własna matka
kobieta która przez ponad trzy dekady
nie wydusiła dobrego słowa o tobie
z siebie ani żadnej taniej pochwały
przynajmniej wiem że naprawdę dobrze
robię to co robię
gdy słyszę:
„Myślałam że tobie się tylko wydaje że jesteś poetą
Ale to nie tylko jest pełnoprawna poezja
To jest bardzo dobra pełnoprawna poezja!”
i że teraz cały świat może pocałować mnie w pompkę.
kilka rzeczy utraciliśmy wraz z nadejściem
ery cyfrozy
nie gramy już w szachy warcaby i karty
na przykład
może i mamy niż demograficzny
ale żeby aż tak opustoszały boiska?
pytania się mnożą
lecz mnie tylko jedno nurtuje
odwieczna zagwozdka
kto wymyślał te wszystkie dowcipy
w minionej erze
o blondynkach
o babach u lekarza
o ruskach polakach i niemcach
przeróbki piosenek na podwórkach
wszystko to było kolektywnym sposobem
na zabicie czasu
ale też by nawiązać kontakt z człowiekiem
dziś 0:1 dla czasu
brzmi werdykt naszych czasów
kawały zastąpione zostały przez memy
na które szkoda ci pamięci
nawet twojego własnego telefonu
z mojej ulgi uczyniłem dekadencki manifest
znalazłem ulgę chuje
cisza jak makiem zasiał
nie musicie patrzeć na mnie
spływa to po mnie
jak ta kropla krwi z przegubu
dziś przytuliłbym tamtego chłopaka
któremu nikt nigdy nie pokazał jak być mężczyzną
chciałbym napisać wiersz o moich obawach
zrodzonych z wysokiej wrażliwości i troski
o naszą wspólną kulturę języka
i mody by inkorporować bez głębszego namysłu
wszystko co płynie do nas w postępowych nowinkach
z jednej strony słucham mądrości kopyrajterów
co radzą by przekaz obniżyć do poziomu granicznego
z odbiorcą o upośledzeniu umysłowym w stopniu lekkim
bo tego wymaga rynek i kultura masowa
i oczywiście jest w tym pewna logika i racje
łatwiejszy produkt łatwiej się sprzeda pełna zgoda
czy jednak w ten sposób nie współtworzymy idiokracji?
mówiło się niegdyś kaleka
następnie inwalida
potem niepełnosprawny
lecz wciąż za mało było w tym empatii typie
osoba z niepełnosprawnością
brzmi aktualna wersja
ale nie na długo
jeszcze to zmienią
zobaczycie
[tak jak do LGBT doklejane kolejne literki alfabetu]
mówiło się kloszard
potem bezdomny
teraz osoba w kryzysie bezdomności
można uprawiać w nieskończoność
te językowe hopsztosy
które nikomu nie odjęły jeszcze bólu
ośmielam się
ze spoconymi dłońmi
nieśmiało
tylko pomyśleć
chyba to jeszcze wolno?
ostatnio mijałem plakaty sztuki drobnomieszczańskiej
na jednym widniał podpis pod zdjęciem kobiety
„aktywistka praw osób artystycznych”
czy literkę „U” zamienił na „R” chochlik drukarski?
co to są prawa osób artystycznych?
rozkodowanie nowomowy partyjnej trudności nie nastręcza
oddajcie mi swój hajs
kochani podatnicy
jednoczcie się we wszystkich krajach!
na dole zielone
na górze tęcza
górka rozrządowa rozrządza rzędy
wagonów tocząc szyną w siną dal
rozrzedza skład drewna z drzewa*
gruchnęła ulewa szarych motyli miast
cześć pracy! - mawiała listonoszka
do rymu googlałem „kurka nioska”
zabawny fakt:
Jezus był mnichem buddyjskim
z okolic Kaszmiru
a ten strumień spływa do rzeki Indusu
brachu
załóż buty na hajking
czapkę niewidkę #hijacking
odpromienniki #raybany
awangardowa poezja !awruk
bądź a klęknę babie lato
czy jednak łżą jak z do-re-mi-fa-so-la
powiedz mi mamo
powiedz
faja nad taflą i płynę
szambonurek jaźni
* raz na wozie raz pod wozem
czczę praprzyczynę
a nie panią bozię
produkt ludzkiej wyobraźni
walę w zęby strofą od niechcenia
jak wtedy gdy cię bolą od przyłożenia
kostki lodu lub gorącej herbaty
orgiastyczne asocjacji dysonanse czy
piękna myśl ubrana w zgłosek szaty
dramaty knowania intrygi romanse
w każdą niszę męską wchodzę końcówką
spasowany jak klocek lego z dzieciństwa
pan obiegu myśli w przyrodzie
paruje z głów skrapla pada zamarza
ja wiem gdzie postawić stopę
by siknęła nawet z pustynnego piasku
i chuj że druga strofa nie ma rymu
nadrobię czarem kontrowersyjnej persony
założę się że nawet nie zauważyłeś
że parowóz stał a odjechały
obydwa
długachne
pomalowane w pasy
czyste jak u Niemca
podtekstualnie
wielowymiarowe
horyzontalnie
falliczne
perony
pieprzony ćpunie
przyjacielu
wymierzyłbym ci liścia ogarniacza
za to że miałeś tyle siebie
do zaoferowania światu
i nie zdążyłeś
są ludzie tak kipiący pasją życia
że aż muszą to znieczulić
tak cholernie twórczy
że ich kreatościomierz zatacza koło
by dekonstruować i burzyć
szyfry kody diagramy
naskalne ryciny
na drzwiach ze śmietnika
jedni mówią: bazgroły dziecka
street-artowcy nie znają nawet twojego nazwiska
czy było warto?
nie mnie to oceniać
namalowałem ci koronę
czarny królu
nowojorskiego blokowiska
często słyszałem: kobiety kochają uszami
dlatego wkładam ci język w małżowinę ucha
tak jak kochają się ludzie sparaliżowani
bez czucia
nigdzie nie pójdziesz
przygwożdżona między nogami do łóżka
zlokalizowałem drugą łechtaczkę w błędniku
sekwencja słów jak szyfr na kłódce
brudny szept tonie w implozji obłędnego jęku
dałbym się przygwoździć do krzyża w zakładzie o to
że zanim jeszcze było słowo - męska bajerka
w kobiecych samogłoskach rozkoszy
wszechświat poczęto
czytam Vouga rano
pismo kobiet po czterdziestce
które wybrały karierę
i niczym narkoman ciągną całą resztę
ze sobą na dno
żeby nie być same w swojej rozpaczy
całe pismo od deski do deski
jest próbą utwierdzenia siebie
w swojej decyzji
której nie da się cofnąć
hasełka o wolności
niezależności
o jakimś tam buncie
którego podmiot nigdy nie jest doprecyzowany
dokładnie tak jak znaczenie boga honoru i ojczyzny
po drugiej stronie barykady
rycząca samotność na kolorowych obrazkach reklam
i stronach wysoko wystylizowanej typografii
przechodziłem ulicą nieświadomie mijając świątynie
coś mnie tknęło
stanąłem że niby sprawdzam telefon
dyskretnie z ukosa spoglądając w witrynę
by nie wyjść na skończonego creepola
w środku samiczki
szczęśliwe
kąciki ust lekko uniesione do góry
oczęta rozmarzone
jednak wytężywszy zmysły drapieżne
jakbym czaił się na nieświadomą łanię
coś jeszcze mnie uderzyło
ten wyraz nabożnego skupienia
w spojrzeniu
to namaszczenie wymalowane na twarzach
jakby to był sklep z szatami liturgicznymi
najwyższego obrzędu wszechświata
salon sukien ślubnych
dla połowy populacji dość poważna sprawa
po moc
zwracaj się do samego siebie
do mocnej rodziny
sąsiedztwa
parafii
pomoc od rządu
to rozwiązanie na problem
przez nich samych stworzony
zestaw małego tyrana:
podziały problemy
i gotowe rozwiązania
powolne gotowanie żaby
pazerne szpony gada