"Teleprompter"
Jakub Skaza

W PUSTYNI PUSZCZY


nocny spacer przez miasto o tej porze roku

śluz cieknie, nos szczypie, parują okulary

echo podwórzy odbija ślad twoich kroków

koło zatęchłych bram poszła guma w kole samsary


dachy kamienic jak drapacze mgły

puściły w nią farbę żółte lampy sodowe

z lufcików parują ciche dziecięce sny

pisk ciszy – parowóz bieżący w oddali


klucząc labiryntem ulic z pewnością bywalca

zgubiłeś gonitwę myśli i pościg sumienia

nocnych stróżów, gończe psy obszedłeś na palcach

ostatnią jurysdykcją już tylko prawo ciążenia


trzecia rano od zawsze godziną samotnych mężczyzn

ten idzie z wędką do dziczy, od żony odpocznie

tamten maluje na murze, tam psiarnia coś węszy

reset łba nieprędko - szczurzy pęd pojutrze się rozpocznie



MASZCI LOS


stoisz na fundamencie dzielnie

maszcie radiowy

lub telefonii komórkowej

odciążony poziomo linami

twój trzon jest belką ciągłą

na sprężystej podporze

w której występuje siła podłużna ściskająca 

oraz siły poprzeczne i momenty

zginające oraz skręcające

smagany wiatrem

stawiający opór grawitacji

stoisz wzwiedziony wiecznie na baczność

przesyłasz nam durne memy, obrazki

prognozy pogody

lub wiadomości informujące o rozstaniu

a także wiadomości na zgodę

falliczny symbolu naszego postępu

immanentny elemencie naszych krajobrazów

do sosny i świerku zwracasz się

per „ty śmiertelniku”

dumny masz ci los



KRAJODŹWIĘK


cisza potrafi uderzyć jak obuchem przez łeb

pamiętam pierwszy raz na jednym z tatrzańskich szczytów

deprywacja jednego ze zmysłów – zero odgłosów tła

w tych momentach gdy ździebełko nie drgnęło bo przestał wiać wiatr


ten sam moment miał John Cage w komorze deprywacji sensorycznej

gdzie ku swojemu największemu zdziwieniu zamiast ciszy

usłyszał płynącą krew i dźwięki własnego ciała

pod wpływem tego napisał przewrotny utwór muzyczny

cztery minuty niegrania na fortepianie – ktoś kaszlnął

ktoś chrząknął lecz poza tym publika oniemiała


krajobraz

krajodźwięk

krajozapach

krajobora

krajoboże!


Krajoniemiały


kraina światłem i falą dźwięku płynąca


naga kobieta gleba rośliny i zachód słońca


Jaźń.



BEZ TYTUŁU


poczytuje to sobie za wyróżnienie

poczytny autor skazany na zapomnienie

poczynione zostały wszelakie kroki

po czym zwrot w tył i odwrót

bynajmniej nie rakiem

podtrzymuję wynurzenia wszelakie

ktoś musiał zostać szambonurkiem jaźni

w poczet karmicznej kary to przypisano mnie chuju

zachciało się odgrywania tragicznej postaci

och ach cmok no i masz babo placek

magiczne myślenie doszukiwanie się znaczeń

staram się trzymać w szachu

jak ogień statua wolności

by nie narobić sobie obciachu

przed prezydium racjonalności

czekam na wielką apokaliptyczną asteroidę

jak w tym filmie Larsa von Triera

która zawita niczym drugie wschodzące słońce

i ten moment kiedy w naszych brzuchach zakwitnie miłość

bo cóż innego robić gdy rzeczywistość nas zakleszczyła

chyba tylko chwalić łąki umajone –kojące końce



ZEITGEIST


archetyp opiekuńczej kochającej matki

i archetyp surowego silnego ojca

nie pociągają mnie na tyle

by w tęsknocie za którymś z nich

złożyć swe serce u stóp

jednego z ołtarzy

(lub kilku jednocześnie)

postmodernistycznego

czy tradycyjnego

kościelnego

czy politycznego

a ostatnio nawet związanego z tym

co kto ma w spodniach lub na talerzu


i namawiam ciebie do tego samego


życie bierze nas za dziób ostatnio

i z miłości usiłuje wyrzucić z gniazda

abyśmy się nauczyli przestworzy

które mają w sobie posmak grozy przecież

o nic nikogo nie prosić

lecz wyrażać wolę

jak jednostka która rozumie

że nie ma wolności bez odpowiedzialności

i nie dostaje się jej za darmo


a co więcej

zazwyczaj kończy się ona wtedy

gdy kończy ci się amunicja.



KONKRET

dedykowane skontowi


tężejąc pnie się ku górze

wolą człowieka grawitację zwycięża

zebrany żywiołem wody i ognia

plon tej ziemi

tym u góry horyzont poszerza

ci w dole zrobieni na szaro - osaczeni


grawitacja ściąga krople farby do siebie

zastygłe wysokie i niskie samogłoski

przeplatają się dźwięcznym ściegiem

by w piękno obrazu przyodziać

uliczne gwarne tło codzienności


nie maluje po murach

lecz na murach


ktoś mógłby rzec poirytowany

zwykłe semantyczne bzdury

ale nie zdziwcie się

jak pamięć idei i ludzi

na tych murach sportretowanych

przetrwa dłużej niż same mury


że jej wartość przeważy

masę z betonu żelaza i szkła

twarze ludzi tak zwyczajnych jak ja i ty

tak niezwykłych jak ty i ja



SUBURBIA


klimat leniwych przedmieść udziela się również czasowi

poza miejskim rwetesem przystanął i postanowił odsapnąć

nie spieszy się też Pani Ekspedientka w sklepie Spałem

tzn Społem

podejdzie to podejdzie

landrynki oranżadę i lizaki deseniowe

żywcem wyjęte z komuny skasuje tobie

dziękuję do widzenia

groźny pies przed którym ostrzega tabliczka

najwidoczniej ma wyjebane w arkana swojego fachu

tu ziewnie tam poliże się po jajach i wystawi jęzor z pyska

z ujadania na całego najmniejszy z psów najwięcej ma fanu

chaszcze błoto chaty kocie łby i jeszcze więcej błota

tubylcza ludność pod budką z piwem  

nie tyle pozostaje bez pracy

co jest nierobotna

jesteśmy skarbie na zewnątrz torusa

struktury miejskiej

po co się spieszyć

autobus za pół godziny rusza

doceń piękno chwili

to dobre miejsce



BOSĘGA


postaw bosą stopę na leśnym runie

które kłuje i uwiera nie wprawioną skórę

postaw drugą stopę i weź wdech głęboki

wszystkimi zmysłami doświadczasz natury

zzuwszy te przeklęte gumowe podeszwy

ukój aparat wzrokowy zielonym kolorem

jeśliś w mieście zmarniał od zmysłów odszedłszy

od szumu aut i komórki którą musisz wyłączać

by poznać co to chwila wytchnienia

idź głęboko w las

idź w dzikie

gdzie nikt nie patrzy i nie ocenia

wycharknij krzykiem bólu skrzepy

mając pod stopami sam środek planety

smakuj cudowną moc uziemienia

SYMULACJA


W domach z betonu jest em jak miłość na otarcie łez

w których czasy są czy jak każdy mówi lepiej już było

w nieokiełznanych snach jest eś jak ślebody ślad pośledni

RA jest sylabą o wysokiej wibracji jak silna męska RAMA

rama rama hare hare

Film konfabularny na filtrze ślady-dy-dymu wrzuć na instagrama

Moja matka ma beef z bełkotliwą poezją i ma na imię Grażyna

to jest kurwa żart żyjemy w symulacji | ciśśś bo skończysz w kaftanie

serioserio | ja kocham bełkotliwą poezję mam na imię Kuba

i ślady po samookaleczeniowej ranie

W domach z betonu podglądają nas odbiorniki

śnieżą | przepuszczają przez komin złodzieja

ktoś miał dobry ubaf pisząc ten software

ZAGINĘŁA NADZIEJA | nagrodzie przewidywany znalazca

Nikt w Matriksie nie pisał wierszy pisał je za to świr z Dnia Świra

i to nie jest przypadek

Dwa tysiące dwudziesty drugi rok –usłysz mój głos!

To przeczucie we flakach że zdarzenia na matrycy da się kontrolować intencją

że nauka kocha pieniądze nienawidzi za to nierozwikłanych dotąd zagadek

W pewnym wieku uganiasz się za chłopakami

mając najsłodszy ze wszystkich głosików

którym głośno wyrzucasz z płuc słowa: pieprz mnie skurwysynu!

z źrenicami uciekającymi w tył głowy gdy akurat w domu nie ma rodziców

Nasycisz się doświadczeniami odchowasz dzieci i odkryjesz że

błyskotki tego świata to jednie płytsza warstwa doświadczenia jaźni

im więcej rozumiesz tym rozumiesz mniej i mniej jesteś silny i zdrowy

tylko dwie nici DNA – tak to zaplanowali

kiedyś złamiemy ich kod źródłowy



RACZENIE WYPARTE


ludzie którzy mówią

„tytoń jest zdrowszy niż vejpowanie

nie wiadomo jaką tam chemię ładują”

wiadomo i mogę ją wymienić z pamięci:

nikotyna, gliceryna, glikol i aromaty

ostatnie trzy neutralne dla organizmu człowieka

proszę bardzo

teraz ty wymień z pamięci każdą

z pięćdziesięciu substancji smolistych

którymi się raczysz

rak nie ma litości rak nie zwleka


NISKOWIBRACYJNA SEMANTYKA


speluna spluwaczka czerwona łuna

golibroda gorzelnia paliwoda mordownia

sznyty szykany szynk ciemne bramy

truchleje truchło krew chude chuchro

fifa rafa figo fago ura bura awantura

gitowców wygibasy grypsy języka -

o to niskowibracyjna semantyka



DYSKOBOL


Pisanie jest najtrudniejszą z olimpijskich dyscyplin

rzucanie oszczepem, dyskiem lub pchnięcie kulą

domyślam się że łatwe nie jest i wymaga lat treningu

ale tam rzucasz jakiś obiekt używając siły swego ciała

w pisaniu musisz wpierw wziąć w garść samego siebie

a potem puścić

jak gdyby we śnie a jednak na głębokiej jawie

dość specyficzna to konkurencja

jak wielu uwiedziesz by latali razem z tobą –

tak typuje się zwycięzców


nie bać się przestworzy

nie bać się tego że możesz roztopić skrzydła

i pogruchotać się śmiertelnie


pisanie jest jak przeprogramowanie

odruchu twojego układu nerwowego

jak gdy kierowcy rajdowi patrzą w tę stronę

w którą skręcają kierownicę

a nie na kierunek czołowego zderzenia

od którego dzieli ich zaledwie kilka sekund

bo to właśnie tych kilka sekund transgresji

własnego lęku i bezwarunkowych odruchów

pozwala im zderzenia uniknąć

połamania (nie stopienia) piór –powodzenia!

CHARLES IVES


cienka jest linia pomiędzy geniuszem a obłędem

tak jak pomiędzy krindżowym wersem w poezji

a takim który swoją metaforą wali celnie w zęby

w niszowych lotach

niżej niż współczesna muzyka klasyczna

zejść się już nie da

tusz pod skórę na to koszulę

orkiestra i joint do gęby

w tym mieście więcej osób potrafi zagrać seta

niż udzielić pierwszej pomocy gdy zajdzie potrzeba

ja wybieram żywych instrumentów wirtuozerię

dziewczęta ze szkół muzycznych

włożę kutasa pod spódniczkę każdej z was

opartej o karoserię

po koncercie

to my awangarda

nam wolno więcej



TELEPROMPTER


znajdź mnie tam gdzie budka suflera

i psikus podszeptów szczerości całkowitej

społeczeństwo spektaklu uszy przeciera

co też wygaduje aktorstwo znamienite

i szacowne

znajdź mnie tam gdzie pokój hakerów

i figiel poezji czytanej przez wieczornego spikera

na wizji i na falach radiowego eteru

zaszklone za szkłem wzruszone oczy

śledzą litery wersów z telepromptera

znajdź mnie tam gdzie najmniej byś się spodziewał

bunkier podziemny

tua teu projektowania

szkice na kalce technicznej

spisek tajnej loży trendsetterów



ZIMNY CHÓW


zimny chów dzieci jedną ma tylko zaletę

choć w moim przypadku to też kwestia farta

gdy bardzo entuzjastycznie ocenia twoją poezję

była nauczycielka polskiego i twoja własna matka


kobieta która przez ponad trzy dekady

nie wydusiła dobrego słowa o tobie

z siebie ani żadnej taniej pochwały

przynajmniej wiem że naprawdę dobrze

robię to co robię

gdy słyszę:

„Myślałam że tobie się tylko wydaje że jesteś poetą

Ale to nie tylko jest pełnoprawna poezja

To jest bardzo dobra pełnoprawna poezja!”


i że teraz cały świat może pocałować mnie w pompkę.



KAWAŁY O BLONDYNKACH


kilka rzeczy utraciliśmy wraz z nadejściem

ery cyfrozy

nie gramy już w szachy warcaby i karty

na przykład

może i mamy niż demograficzny

ale żeby aż tak opustoszały boiska?

pytania się mnożą

lecz mnie tylko jedno nurtuje

odwieczna zagwozdka

kto wymyślał te wszystkie dowcipy

w minionej erze

o blondynkach

o babach u lekarza

o ruskach polakach i niemcach

przeróbki piosenek na podwórkach

wszystko to było kolektywnym sposobem

na zabicie czasu

ale też by nawiązać kontakt z człowiekiem

dziś 0:1 dla czasu

brzmi werdykt naszych czasów

kawały zastąpione zostały przez memy

na które szkoda ci pamięci

nawet twojego własnego telefonu



ULGA


z mojej ulgi uczyniłem dekadencki manifest

znalazłem ulgę chuje

cisza jak makiem zasiał

nie musicie patrzeć na mnie

spływa to po mnie

jak ta kropla krwi z przegubu

dziś przytuliłbym tamtego chłopaka

któremu nikt nigdy nie pokazał jak być mężczyzną



JĘZYK DROBNOMIESZCZAŃSKI


chciałbym napisać wiersz o moich obawach

zrodzonych z wysokiej wrażliwości i troski

o naszą wspólną kulturę języka

i mody by inkorporować bez głębszego namysłu

wszystko co płynie do nas w postępowych nowinkach


z jednej strony słucham mądrości kopyrajterów

co radzą by przekaz obniżyć do poziomu granicznego

z odbiorcą o upośledzeniu umysłowym w stopniu lekkim

bo tego wymaga rynek i kultura masowa

i oczywiście jest w tym pewna logika i racje

łatwiejszy produkt łatwiej się sprzeda pełna zgoda

czy jednak w ten sposób nie współtworzymy idiokracji?


mówiło się niegdyś kaleka

następnie inwalida

potem niepełnosprawny

lecz wciąż za mało było w tym empatii typie

osoba z niepełnosprawnością

brzmi aktualna wersja

ale nie na długo  

jeszcze to zmienią

zobaczycie


[tak jak do LGBT doklejane kolejne literki alfabetu]


mówiło się kloszard

potem bezdomny

teraz osoba w kryzysie bezdomności

można uprawiać w nieskończoność

te językowe hopsztosy

które nikomu nie odjęły jeszcze bólu

ośmielam się

ze spoconymi dłońmi

nieśmiało

tylko pomyśleć

chyba to jeszcze wolno?


ostatnio mijałem plakaty sztuki drobnomieszczańskiej

na jednym widniał podpis pod zdjęciem kobiety

„aktywistka praw osób artystycznych”

czy literkę „U” zamienił na „R” chochlik drukarski?

co to są prawa osób artystycznych?

rozkodowanie nowomowy partyjnej trudności nie nastręcza

oddajcie mi swój hajs

kochani podatnicy

jednoczcie się we wszystkich krajach!

na dole zielone

na górze tęcza



P(A|B) = P(A ∩ B) P(B)


górka rozrządowa rozrządza rzędy

wagonów tocząc szyną w siną dal

rozrzedza skład drewna z drzewa*

gruchnęła ulewa szarych motyli miast

cześć pracy! - mawiała listonoszka

do rymu googlałem „kurka nioska”

zabawny fakt:

Jezus był mnichem buddyjskim

z okolic Kaszmiru

a ten strumień spływa do rzeki Indusu

brachu

załóż buty na hajking

czapkę niewidkę #hijacking

odpromienniki #raybany

awangardowa poezja !awruk

bądź a klęknę babie lato

czy jednak łżą jak z do-re-mi-fa-so-la

powiedz mi mamo

powiedz

faja nad taflą i płynę

szambonurek jaźni

* raz na wozie raz pod wozem

czczę praprzyczynę

a nie panią bozię

produkt ludzkiej wyobraźni

POCZEKALNIA


walę w zęby strofą od niechcenia

jak wtedy gdy cię bolą od przyłożenia

kostki lodu lub gorącej herbaty

orgiastyczne asocjacji dysonanse czy

piękna myśl ubrana w zgłosek szaty

dramaty knowania intrygi romanse


w każdą niszę męską wchodzę końcówką

spasowany jak klocek lego z dzieciństwa

pan obiegu myśli w przyrodzie

paruje z głów skrapla pada zamarza

ja wiem gdzie postawić stopę

by siknęła nawet z pustynnego piasku


i chuj że druga strofa nie ma rymu

nadrobię czarem kontrowersyjnej persony

założę się że nawet nie zauważyłeś

że parowóz stał a odjechały

obydwa

długachne

pomalowane w pasy

czyste jak u Niemca

podtekstualnie

wielowymiarowe

horyzontalnie

falliczne

perony



HOŁD DLA BASQUIATA


pieprzony ćpunie

przyjacielu

wymierzyłbym ci liścia ogarniacza

za to że miałeś tyle siebie

do zaoferowania światu

i nie zdążyłeś

są ludzie tak kipiący pasją życia

że aż muszą to znieczulić

tak cholernie twórczy

że ich kreatościomierz zatacza koło

by dekonstruować i burzyć

szyfry kody diagramy

naskalne ryciny

na drzwiach ze śmietnika

jedni mówią: bazgroły dziecka

street-artowcy nie znają nawet twojego nazwiska

czy było warto?

nie mnie to oceniać

namalowałem ci koronę

czarny królu

nowojorskiego blokowiska



ROBOTY ROZBIÓRKOWE


często słyszałem: kobiety kochają uszami

dlatego wkładam ci język w małżowinę ucha

tak jak kochają się ludzie sparaliżowani

bez czucia

nigdzie nie pójdziesz

przygwożdżona między nogami do łóżka

zlokalizowałem drugą łechtaczkę w błędniku

sekwencja słów jak szyfr na kłódce

brudny szept tonie w implozji obłędnego jęku

dałbym się przygwoździć do krzyża w zakładzie o to

że zanim jeszcze było słowo - męska bajerka

w kobiecych samogłoskach rozkoszy

wszechświat poczęto



PRASA KOBIECA


czytam Vouga rano

pismo kobiet po czterdziestce

które wybrały karierę

i niczym narkoman ciągną całą resztę

ze sobą na dno

żeby nie być same w swojej rozpaczy

całe pismo od deski do deski

jest próbą utwierdzenia siebie

w swojej decyzji

której nie da się cofnąć

hasełka o wolności

niezależności

o jakimś tam buncie

którego podmiot nigdy nie jest doprecyzowany

dokładnie tak jak znaczenie boga honoru i ojczyzny

po drugiej stronie barykady

rycząca samotność na kolorowych obrazkach reklam

i stronach wysoko wystylizowanej typografii

ŚWIĄTYNIA


przechodziłem ulicą nieświadomie mijając świątynie

coś mnie tknęło

stanąłem że niby sprawdzam telefon

dyskretnie z ukosa spoglądając w witrynę

by nie wyjść na skończonego creepola

w środku samiczki

szczęśliwe

kąciki ust lekko uniesione do góry

oczęta rozmarzone

jednak wytężywszy zmysły drapieżne

jakbym czaił się na nieświadomą łanię

coś jeszcze mnie uderzyło

ten wyraz nabożnego skupienia

w spojrzeniu

to namaszczenie wymalowane na twarzach

jakby to był sklep z szatami liturgicznymi

najwyższego obrzędu wszechświata


salon sukien ślubnych

dla połowy populacji dość poważna sprawa



POMOC OD RZĄDU


po moc

zwracaj się do samego siebie

do mocnej rodziny

sąsiedztwa

parafii


pomoc od rządu

to rozwiązanie na problem

przez nich samych stworzony

zestaw małego tyrana:

podziały problemy

i gotowe rozwiązania


powolne gotowanie żaby

pazerne szpony gada

HANNE DARBOVEN AT SPRUTH MAGERS LA